Wielkie oszustwo! Producenci sprzedają to z dopiskiem "bez laktozy"
Ser żółty od lat gości w polskiej kuchni. Dodajemy go do kanapek, sałatek i pizzy. W ostatnich czasach na półkach sklepowych obserwujemy coraz więcej opakowań żółtego sera z dopiskiem „bez laktozy”. Czy napis ten pokrywa się z rzeczywistością? Przyjrzyjmy się faktom i sprawdźmy, jak to naprawdę jest z laktozą w serach żółtych.
Z tego artykułu dowiesz się:
Czy ser żółty zawiera laktozę?
Laktoza to naturalny dwucukier znajdujący się w mleku i jego przetworach. Niektóre osoby z powodu niedoboru enzymu laktazy mają problem z jej trawieniem. Prowadzi to u nich do pojawiania się nieprzyjemnych dolegliwości, takich jak wzdęcia, bóle brzucha i biegunki. W odpowiedzi na problemy osób nieterujących laktozy producenci zaczęli sprzedawać produkty mleczne „bez laktozy”. Okazuje się, że ten mały dopisek na opakowaniu nie zawsze pokrywa się jednak z rzeczywistością.
Weźmy pod lupę ser żółty. Moda na produkty bez laktozy często stawia go w złym świetle. Dopisek „bez laktozy” np. na opakowaniu Goudy wcale nie czyni go lepszym od innych. Sery żółte bowiem wcale… nie zawierają laktozy. W wyniku procesu fermentacji mlekowej, do której dochodzi podczas produkcji sera żółtego, laktoza zmienia się w kwas mlekowy. Wszystko za sprawą bakterii, które się nią żywią.
Osoby nietolerujące laktozy mogą więc śmiało włączyć ser żółty do swojego jadłospisu – nawet gdy na opakowaniu nie ma dopisku „bez laktozy”. Żaden ser żółty laktozy bowiem nie ma.
Przeczytaj również: Jak samemu zrobić ser żółty?
Dopłacamy do produktu, który jest oszustwem?
Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że kupując ser żółty „bez laktozy”, daje się nabrać. Niektórzy, widząc ten dopisek, są w stanie dopłacić więcej pieniędzy – byle ser nie miał laktozy.
Na oficjalnej stronie rządowej gov.pl można dowiedzieć się, że brakuje szczegółowych wymagań dotyczących znakowania produktów spożywczych komunikatami, takimi jak „bez laktozy”. W UE wciąż nie ustanowiono przepisów określających warunki używania takich dopisków. Tłumaczy się to m.in. dużą zmiennością indywidualnych tolerancji laktozy.
Zgodnie z art. 7 rozporządzenia nr 1169/2011 informacje na temat żywności nie mogą wprowadzać w błąd. Ser żółty rzeczywiście nie zawiera laktozy, więc podpisanie go jako „bezlaktozowy” jest w pełni uzasadnione. Z uwagi na brak regulacji w odniesieniu do maksymalnej zawartości laktozy w produktach oznaczanych jako „bez laktozy”, przyjmuje się możliwie najniższą i najbezpieczniejszą wartość dla konsumenta – dokładnie 0,01% (10 mg laktozy na 100 g produktu).
Producenci mogą więc swobodnie opisywać opakowania z żółtym serem jako „bezlaktozowe”. Nie kłamią. Jednak jest to pewnego rodzaju manipulacja klientami. To tak, jak gdyby na butelce wody napisać, że jest… bez glutenu. W Polsce nie ma odpowiedniej edukacji konsumentów na temat produktów mlecznych. Właśnie dlatego klienci w sklepach wciąż mylnie sądzą, że każdy produkt mleczny zawiera laktozę.
Nie daj się nabrać!
Firmy wypuszczają na rynek kolejne sery żółte „bez laktozy”. Nie byłoby tak, gdyby konsumenci ich nie kupowali. Najbardziej cierpią na tym osoby z nietolerancją laktozy, które ufają takim producentom. Są gotowe zapłacić więcej za rzekomo bezpieczne produkty.
Nie daj się nabrać na te manipulacje! Sery żółte nie mają laktozy, tylko kwas mlekowy – a ten jest zupełnie nieszkodliwy dla osób z nietolerancją laktozy. Oferowanie bezlaktozowych serów żółtych to jawne wykorzystywanie niewiedzy konsumentów. Nie daj się więcej zwieść hasłom reklamowym.