Jak jadło się w czasach PRL? 7 kultowych potraw, które zna każdy 40+

Dla jednych – smak dzieciństwa, dla innych – kulinarna trauma. Kuchnia PRL-u była pełna kontrastów: z jednej strony niedobory i kolejki, z drugiej – pomysłowość, dzięki której z niewielu składników potrafiono wyczarować „coś z niczego”. Choć czasy kartek na mięso i octu na półkach już dawno minęły, wiele dań z tamtego okresu wciąż budzi sentyment. Oto siedem potraw, które ukształtowały smak tamtej epoki.
- Paprykarz szczeciński – duma portowego miasta
- Mortadela – królowa wędlin z PRL
- Sałatka jarzynowa – klasyka świątecznego stołu
- Zupa ogórkowa i krupnik – tanio, ale z sercem
- Klopsiki w sosie koperkowym – domowy klasyk
- Makaron z serem i cukrem – słodki obiad z konieczności
- Śledź w śmietanie lub occie – przysmak i ratunek na braki mięsa
Paprykarz szczeciński – duma portowego miasta
Prawdziwa legenda PRL-u, której historia zaczęła się w latach 60. w szczecińskich zakładach rybnych. Paprykarz był inspirowany afrykańskim daniem jollof rice, które polscy rybacy poznali podczas rejsów u wybrzeży Senegalu. Po powrocie postanowili odtworzyć smak egzotycznej potrawy, używając dostępnych składników: ryby, ryżu, przecieru pomidorowego, cebuli i przypraw.
Paprykarz w aluminiowej puszce stał się hitem – tani, sycący, nie psuł się i świetnie pasował do chleba. Choć dziś jego skład nieco się zmienił, wciąż można go kupić w niemal każdym sklepie – a jego charakterystyczny smak budzi wspomnienia pokoleń.
Paprykarz szczeciński do tej pory towarzyszy wielu z nas na wyjazdach czy wakacjach, szczególnie gdy nie mamy dostępu do all inclusive.
Mortadela – królowa wędlin z PRL
W czasach, gdy o szynce można było tylko pomarzyć, mortadela była luksusem. Wielki, różowy plaster z białymi oczkami tłuszczu, często krojony na cienkie plastry, był obowiązkowym składnikiem kanapek do pracy i szkoły.
Mortadela pochodzi z Włoch, ale w PRL-u zyskała zupełnie nowe życie – z mniejszą ilością mięsa, za to z dużą porcją wspomnień. Jadano ją w panierce, smażoną jak kotlet schabowy, w bułce lub z dodatkiem musztardy. Dla wielu – wciąż nie do zastąpienia.

Sałatka jarzynowa – klasyka świątecznego stołu
Nie ma Wigilii, Wielkanocy ani rodzinnego przyjęcia bez niej. Sałatka jarzynowa to jedna z nielicznych potraw, która przetrwała próbę czasu w niemal niezmienionej formie. W PRL-u była symbolem obfitości – w czasach, gdy zdobycie majonezu graniczyło z cudem, a groszek konserwowy był towarem luksusowym.
Jej skład zna każdy: ziemniaki, marchew, jajka, ogórek kiszony, jabłko, groszek i majonez. Każda gospodyni miała swoją wersję, a przepisów było tyle, co rodzin. Dziś sałatka jarzynowa to już nie tylko relikt PRL-u, ale i stały element polskiej tożsamości kulinarnej, dlatego obecnie żadne ze świąt nie może odbyć się bez tego dodatku.
Zupa ogórkowa i krupnik – tanio, ale z sercem
Kuchnia PRL-u to przede wszystkim oszczędność. Zupy były jej filarem – tanie, sycące i rozgrzewające. Królował krupnik z kaszą jęczmienną, ziemniakami i warzywami, a także ogórkowa – kwaśna, aromatyczna, gotowana na kościach lub bez mięsa, jeśli akurat go brakowało.
Zupy często stanowiły cały obiad, podawane z pajdą chleba. Choć nie wymagały wyszukanych składników, miały „duszę” i smak, który trudno podrobić.
Nadal zupa ogórkowa i krupnik stanowią sycący posiłek w wielu polskich domach, barach mlecznych czy restauracjach. Nic dziwnego, w końcu żaden zagraniczny ramen nie ma takiego smaku jak właśnie te zupy.
Klopsiki w sosie koperkowym – domowy klasyk
Mięso mielone było jednym z najczęściej wykorzystywanych produktów, bo dawało się „rozciągnąć” dodatkami: bułką, cebulą czy kaszą manną. Z niego powstawały kotlety mielone, gołąbki, a także słynne klopsiki w sosie koperkowym.
Sos koperkowy był obowiązkowy – aromatyczny, gęsty, z dodatkiem śmietany. Klopsiki podawano z ziemniakami lub kaszą, a dzieci zjadały je chętniej niż większość innych dań. Dziś to klasyk domowej kuchni, który wciąż pojawia się w jadłospisach stołówek i barów mlecznych.
To danie, dzięki swojej delikatności, świetnie nadaje się do menu dzieci, ale również osób starszych i schorowanych. Szczególnie po operacjach.
Makaron z serem i cukrem – słodki obiad z konieczności
W czasach niedostatku makaron z twarogiem był jednym z najprostszych sposobów na szybki, tani i sycący posiłek. Twaróg rozgniatano z cukrem i śmietaną, czasem dodawano odrobinę cynamonu lub wanilii.
Dla wielu dzieci to było ulubione danie – słodkie, kremowe i bez mięsa, które nie zawsze było dostępne. Dorośli traktowali je z przymrużeniem oka, ale dziś dla wielu to smak dzieciństwa, który trudno odtworzyć bez tej specyficznej atmosfery sprzed lat.

Śledź w śmietanie lub occie – przysmak i ratunek na braki mięsa
Gdy w sklepach brakowało mięsa, ratunkiem był śledź. Dostępny, tani i – jak na tamte czasy – dość uniwersalny. Podawano go na zimno w śmietanie z cebulą, w occie, z jabłkiem lub buraczkami. Był częstym gościem na imieninach, sylwestrach i spotkaniach towarzyskich.
Śledź miał też swoje praktyczne zalety – nie psuł się szybko i dobrze komponował się z alkoholem, co w czasach licznych toastów miało niemałe znaczenie.
Choć dzisiejsze półki uginają się od towarów, wiele potraw z PRL-u przetrwało – nie z braku wyboru, lecz z sentymentu. To kuchnia prostych smaków i domowego ciepła, w której liczyła się pomysłowość, a nie egzotyczne składniki.
Paprykarz, mortadela czy sałatka jarzynowa stały się symbolem epoki, ale też dowodem, że nawet w trudnych czasach można było gotować z sercem. Może właśnie dlatego wciąż wracają – nie tylko w rozmowach, ale i w kuchniach młodszego pokolenia.